Dopływając do Burano zastanawiałem się czy spotkam tam chociaż jednego poirytowanego Włocha. Oczywiście taka sytuacja nie mogła mieć miejsca. Nawet na wyspie, która jest niemal odcięta od świata panuje świetna atmosfera i nikt nie zamierza stwarzać sobie jakichkolwiek problemów.
Przecież obywatele tego państwa, mający dostęp do kawy, wina i sportowych gazet są obywatelami spełnionymi. W tak pozytywnym podejściu do życia pomaga im również fakt, że z prawie każdego punktu w kraju mają zaledwie 100 kilometrów, by dotrzeć nad morze bądź w góry. Ktoś tu chyba pozwala sobie na zbyt wiele… a warto wspomnieć, że nawet w dobie kryzysu, prawie 60% „makaroniarzy” ma w szafce kluczyki do co najmniej dwóch prywatnych posiadłości.
Pierwsze popsute zdjęcie
Wracając do głównego wątku. Po zacumowaniu statku, naszym oczom ukazały się dziesiątki kolorowych domków, w których na co dzień przebywa około cztery tysiące osób. Przemierzając wąskie uliczki zobaczyliśmy różnorodne odcienie ścian, setki turystów, a z każdej strony docierały do nas odgłosy migawek aparatów fotograficznych i smartfonów. Klimat tego niepowtarzalnego miejsca oczarował także nas. Bez dłuższego namysłu rozpoczęliśmy zwiedzanie, bo na przejście kilku kilometrów mogliśmy poświęcić jedynie nieco ponad sześćdziesiąt minut.
Podczas intensywnego spaceru znaleźliśmy jednak czas na krótką przerwę i po raz pierwszy na otwartej przestrzeni wypróbowaliśmy nową zabawkę Domy – aparat instax. Miałem zrobić piękne zdjęcie, a wyszło… jak zawsze. Naświetliłem fotografię z każdej możliwej strony, ale zatrzymałem ją na pamiątkę w portfelu. Na szczęście w zapasie zostało jeszcze kilka klisz, co ułatwiło mi wykonanie tego niezwykle wymagającego zadania. Po kilku minutach zobaczyłem, że na twarzy mojej kompanki pojawił się piękny uśmiech i uznałem, że mimo problemów udało mi się podołać wyzwaniu!
Stare, ale jare
W pamięci na długo pozostanie mi moment, w którym minęliśmy dwie kobiety w podeszłym wieku. Mimo problemów z samodzielnym poruszaniem, starsze panie z uśmiechem na twarzy wymieniły kilka zdań, serdecznie się pozdrowiły, a następnie każda z nich poszła w swoją stronę… trzymając za rękę młodszego opiekuna. Wtedy dotarło do mnie, że akurat w tej kwestii pozostałe społeczeństwa w Europie mogłyby się wiele nauczyć od impulsywnych i nerwowych Włochów. Przecież nikt nie jest w stanie przekazać nam tak cennej wiedzy, jak osoby z życiowym doświadczeniem.
Były wieże, jak w Pizie
Kiedy planowałem wycieczkę, biuro podróży zaoferowało mi wyjazd w zupełnie inną część Półwyspu Apenińskiego. Wspólnie z Dominiką mieliśmy zrobić sobie zdjęcie pod krzywą wieżą w Pizie i skosztować wysokoprocentowych trunków w Toskanii. Teraz mogę napisać, że na szczęście plany wyjazdu się zmieniły, a nas nie ominęły ani krzywe wieże, ani smaczne wina. Jedną z miejscowych atrakcji była właśnie wieża kościoła San Martino, którą będziecie mogli zobaczyć poniżej. Zdecydowanie największe wrażenie robiła, kiedy obserwowało się ją na statku z odległości kilkuset metrów.
Życie nawet bez hulajnogi
Podobnie, jak w Wenecji na wyspach Burano i Murano obowiązuje całkowity zakaz posiadania samochodów, rowerów, a nawet hulajnog. Transportowanie pożywienia i innych materiałów odbywa się tylko i wyłącznie na wodzie. Dlatego pamiętajcie, mieszkańcy tego regionu Italii potrafią być bardzo bezpośredni i gdy widzą turystkę wiozącą dziecko w wózku mogą najzwyczajniej w świecie wyśmiać takie zachowanie. My nie byliśmy świadkami podobnego zdarzenia, ale sympatyczna przewodniczka zapewniała, że opis takiej sytuacji na pewno znajdzie się w jej książce :).