Krew na ręcznikach i Camp Nou bez murawy – Barcelona i Monaco dają radę

Wyjazd do Hiszpanii rozpoczął się niewinnie. W szybkim tempie minęliśmy polskie autostrady, przejechaliśmy niemiecką granicę i po krótkim postoju na śniadanie w Dreźnie kontynuowaliśmy podróż w kierunku Francji. Pech chciał, że na naszej drodze nierozważni kierowcy doprowadzili do groźnej kolizji i kilkukilometrowego korka…

Na zegarze dobijała 23:00, a my przypomnieliśmy sobie, że dziwnym trafem nikt nie wpadł na pomysł, by zarezerwować jakiekolwiek lokum. Pokoje o niewysokim standardzie znaleźliśmy niedaleko Lyonu. Wchodząc do łazienki doznałem szoku i chyba długo nie zapomnę tego, co zobaczyłem. Na ręczniku widniały ślady krwi, podobnie jak na prysznicu (ale czego można wymagać od hostelu, który zażyczył sobie 8 euro od osoby). Nie chciałem wgłębiać się w tę historię, dlatego poradziłem sobie z kąpielą w inny sposób. Następnie otworzyłem torbę, wyjąłem kabanosy i skonsumowałem skromną „polską” kolację. Nie muszę chyba wspominać o cudownych minach osób prowadzących samochody, które mogły zregenerować siły dopiero po 15 godzinach jazdy.

22894920_840829286097440_424927814_n

Białe limuzyny
Minęło sześć, może siedem godzin, a my żądni wrażeń ruszyliśmy w dalszą podróż. Naszym docelowym punktem był hotel w Lloret de Mar. Od razu napiszę, że nie widziałem żadnej kamery Polsatu, ani mięsnego jeża na talerzu. Zdziwiły mnie tam jednak sytuacje dziejące się na jednym z głównych deptaków. Pomiędzy straganami z setkami pamiątek, turyści mogli skorzystać również z usług domów publicznych. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że każda z osób decydująca się na tę przyjemność była transportowana do innego budynku białą limuzyną prowadzoną przez czarnoskórego szofera. Zrobiło to na mnie wrażenie i do dziś nie mogę wyjść z podziwu, dla osób które zdecydowały się tam wydawać kilkaset euro.

22894723_840829106097458_1760791083_n

Stadion bez trawy
Jako oddany kibic FC Barcelony musiałem pojawić się na moim ukochanym stadionie – Camp Nou. Po kilku minutach marudzenia, tata nie wytrzymał, zszedł do recepcji i zamówił wycieczkę, której główną atrakcją było zwiedzanie obiektu Dumy Katalonii. Kiedy zjawiłem się w środku miałem w sobie tyle emocji, że zdołałem zrobić tylko dwa zdjęcia. Po czasie wydaje mi się, że uczyniłem najlepiej jak mogłem. Najważniejsze momenty i wspomnienia zostały głęboko w głowie i nie przeszkodził mi w tym nawet fakt, że podczas zwiedzania nie było mi dane zobaczyć murawy, która była wymieniana przed rozpoczęciem kolejnych rozgrywek w hiszpańskiej lidze.DSC_0217

22835463_1440697359316694_86012756_n

Przed dotarciem do „świątyni Messiego” pojawiliśmy się w Parku Güella. Tam oprócz pięknych widoków i tysięcy turystów po raz pierwszy zmierzyłem się z temperaturą przekraczającą 45 stopni Celsjusza. Wtedy dotarło do mnie, że nie mógłbym na co dzień funkcjonować w takich upałach. Po wyjściu z Parku udaliśmy się jeszcze w kierunku Sagrady Familii, by przyjrzeć się jednej z najpiękniejszych europejskich świątyń. Nie wiem czy mi uwierzycie, ale żeby zrobić zdjęcie całości, musiałem się po prostu położyć na ziemi. Nie byłem jednak sam, bo osoby z zagranicy postępowało dokładnie tak, jak ja.

22854898_1440697329316697_1198845762_n

22855669_1440697319316698_1262251678_n

Fajerwerki na pożegnanie
Po dziesięciu dniach leżenia do góry brzuchem naszedł czas, by myśleć o powrocie do domu. Wspólnie z rodziną wpadliśmy na pomysł podróży przez Lazurowe Wybrzeże. Oczywiście, nie mogłem odpuścić pojawienia się m.in. w Monako, gdzie na każdym kroku widać było „bogactwo”. Spacer po torze Formuły 1 i pstrykanie zdjęć prywatnym jachtom robiło wrażenie na każdym. Żal było wyjeżdżać, ale pod wieczór – chyba w nagrodę – z wysokości kilkuset metrów obserwowaliśmy pokaz sztucznych ogni. Zapewne któryś z rosyjskich oligarchów opijał kupno kolejnego Ferrari :).

22855527_1440697295983367_160758188_n

22854821_1440697302650033_2090043868_n

22854628_1440697312650032_280949555_n

Nieudana fotografia i życie bez hulajnogi – Kolorowe wyspy Burano i Murano

Dopływając do Burano zastanawiałem się czy spotkam tam chociaż jednego poirytowanego Włocha. Oczywiście taka sytuacja nie mogła mieć miejsca. Nawet na wyspie, która jest niemal odcięta od świata panuje świetna atmosfera i nikt nie zamierza stwarzać sobie jakichkolwiek problemów.

Przecież obywatele tego państwa, mający dostęp do kawy, wina i sportowych gazet są obywatelami spełnionymi. W tak pozytywnym podejściu do życia pomaga im również fakt, że z prawie każdego punktu w kraju mają zaledwie 100 kilometrów, by dotrzeć nad morze bądź w góry. Ktoś tu chyba pozwala sobie na zbyt wiele… a warto wspomnieć, że nawet w dobie kryzysu, prawie 60% „makaroniarzy” ma w szafce kluczyki do co najmniej dwóch prywatnych posiadłości.

22752295_838244019689300_250124646_n

Pierwsze popsute zdjęcie
Wracając do głównego wątku. Po zacumowaniu statku, naszym oczom ukazały się dziesiątki kolorowych domków, w których na co dzień przebywa około cztery tysiące osób. Przemierzając wąskie uliczki zobaczyliśmy różnorodne odcienie ścian, setki turystów, a z każdej strony docierały do nas odgłosy migawek aparatów fotograficznych i smartfonów. Klimat tego niepowtarzalnego miejsca oczarował także nas. Bez dłuższego namysłu rozpoczęliśmy zwiedzanie, bo na przejście kilku kilometrów mogliśmy poświęcić jedynie nieco ponad sześćdziesiąt minut.

22752806_838243983022637_681153994_n
22752273_1437496609636769_1009884354_n

Podczas intensywnego spaceru znaleźliśmy jednak czas na krótką przerwę i po raz pierwszy na otwartej przestrzeni wypróbowaliśmy nową zabawkę Domy – aparat instax. Miałem zrobić piękne zdjęcie, a wyszło… jak zawsze. Naświetliłem fotografię z każdej możliwej strony, ale zatrzymałem ją na pamiątkę w portfelu. Na szczęście w zapasie zostało jeszcze kilka klisz, co ułatwiło mi wykonanie tego niezwykle wymagającego zadania. Po kilku minutach zobaczyłem, że na twarzy mojej kompanki pojawił się piękny uśmiech i uznałem, że mimo problemów udało mi się podołać wyzwaniu!

22752081_1437496626303434_1321623303_n

22834317_838853012961734_611105224_n

Stare, ale jare
W pamięci na długo pozostanie mi moment, w którym minęliśmy dwie kobiety w podeszłym wieku. Mimo problemów z samodzielnym poruszaniem, starsze panie z uśmiechem na twarzy wymieniły kilka zdań, serdecznie się pozdrowiły, a następnie każda z nich poszła w swoją stronę… trzymając za rękę młodszego opiekuna. Wtedy dotarło do mnie, że akurat w tej kwestii pozostałe społeczeństwa w Europie mogłyby się wiele nauczyć od impulsywnych i nerwowych Włochów. Przecież nikt nie jest w stanie przekazać nam tak cennej wiedzy, jak osoby z życiowym doświadczeniem.

22811419_1437496789636751_319208400_n

22752847_1437496726303424_1157965352_n

Były wieże, jak w Pizie
Kiedy planowałem wycieczkę, biuro podróży zaoferowało mi wyjazd w zupełnie inną część Półwyspu Apenińskiego. Wspólnie z Dominiką mieliśmy zrobić sobie zdjęcie pod krzywą wieżą w Pizie i skosztować wysokoprocentowych trunków w Toskanii. Teraz mogę napisać, że na szczęście plany wyjazdu się zmieniły, a nas nie ominęły ani krzywe wieże, ani smaczne wina. Jedną z miejscowych atrakcji była właśnie wieża kościoła San Martino, którą będziecie mogli zobaczyć poniżej. Zdecydowanie największe wrażenie robiła, kiedy obserwowało się ją na statku z odległości kilkuset metrów.

22773497_1437496556303441_736234098_n

Życie nawet bez hulajnogi
Podobnie, jak w Wenecji na wyspach Burano i Murano obowiązuje całkowity zakaz posiadania samochodów, rowerów, a nawet hulajnog. Transportowanie pożywienia i innych materiałów odbywa się tylko i wyłącznie na wodzie. Dlatego pamiętajcie, mieszkańcy tego regionu Italii potrafią być bardzo bezpośredni i gdy widzą turystkę wiozącą dziecko w wózku mogą najzwyczajniej w świecie wyśmiać takie zachowanie. My nie byliśmy świadkami podobnego zdarzenia, ale sympatyczna przewodniczka zapewniała, że opis takiej sytuacji na pewno znajdzie się w jej książce :).

22773342_1437496562970107_1988729936_n

22773724_1437496682970095_649618128_n

Z Madonną przez Alpy – W Szwajcarii szczęka opada

Pierwszy wyjazd w Alpy planowałem około 7-10 minut. Dobrze, że zajęło mi to tak mało czasu, bo kilkadziesiąt sekund później mógłbym zwątpić w słuszność tej decyzji i pojawić się tam dopiero za kilka lat.

Jak to bywa z zagranicznymi wyjazdami… przeżyłem kilka naprawdę absurdalnych, ale komicznych sytuacji. Gdyby ktoś kilka miesięcy wcześniej powiedział mi, że zabłądzę na wąskich uliczkach w Sankt Moritz i przez przypadek zrobię sobie zdjęcie na prywatnej – nieogrodzonej w całości – posesji Madonny, raczej puknąłbym się w głowę. I choć przez mgłę nie było mi dane zobaczyć wymarzonego widoku nad jeziorem w Zurychu, to przejażdżka koleją „w środku” Alp wynagrodziła mi kilka godzin bez odpowiedniego humoru.

3

Szczęka w dół
Nic nie poradzę na to, że w górach czuję się najswobodniej i właśnie tam potrafię zwrócić uwagę na kwestie, które pomijam w codziennym życiu. Zawsze cieszyłem się na wyjazdy do Zakopanego czy Wisły, ale dopiero podróż w okolice kantonu Gryzonia udowodniła mi, że człowiek jest bezradny w starciu z naturą. Nie sądziłem, że organizm odmówi mi posłuszeństwa na wysokości przekraczającej nieco ponad 3 tysiące metrów. Uczucie „nóg z waty” i zawrotów głowy po spojrzeniu w dowolnym kierunku zostały mi w pamięci do teraz. Wprawdzie nikomu nic się nie stało, ale miny osób towarzyszących w podróży mówiły wszystko. Chyba nigdy nie widziałem tylu pełnoletnich osób z takim przerażeniem w oczach.

4

Snapchat-359592782292597469

Szczyt za szczytem
Będąc w okolicach Sankt Moritz niewskazane jest oszczędzanie! Zdecydowanie lepiej wydać kilkanaście euro na bilet i przejechać się kolejami retyckimi. Nie potrafię opisać widoków, które wyłaniały się tam, co kilkadziesiąt sekund, ale mam nadzieję, że zdjęcia w jakimś stopniu pozwolą Wam sobie to uzmysłowić. Podróż na wysokości 3500 m.n.p.m. nie byłaby niczym szczególnym, gdyby nie fakt, że podczas postoju na jednej ze stacji minęła nas grupa 15 kolarzy, którzy wspólnie z trenerem przygotowywali się do kolejnego wyścigu. Widok drogi wyglądającej, jak polska autostrada na takiej wysokości robił wrażenie. Tak samo, jak górskie jeziora i wodospady oddzielające od siebie kolejne szczyty.

1

6

7

Siedząc wygodnie w pociągu, robiąc zdjęcia i podjadając czekoladowe przysmaki prosto od Szwajcarów stwierdzam, że czułem się jak dziecko, które dostaje pod choinkę wymarzony prezent. Zapewne nie zobaczyłem nawet 5% widoków w tych górskich kurortach, ale to jedynie motywacja, by za jakiś czas znów tam wrócić.

5
Nie trzeba mieć milionów
Wbrew pozorom, kosz takiego wyjazdu nie powinien powalić nikogo z nóg. Za tydzień objazdowej wycieczki zapłacicie maksymalnie 1600 złotych. Wiadomo, wyjazd w polskie góry wyniesie Was mniej, ale momentami warto „odkręcić kurek” i zrobić coś bardziej szalonego. Przecież w takich regionach świata liczy się przede wszystkim spontaniczność i chęć zobaczenia jeszcze czegoś lepszego i jeszcze czegoś lepszego… a zapewniam każdego z osobna, że będąc tam na miejscu, trudno poczuć się rozczarowanym :).

8

9

Wpuszczony w kanał – Wenecja umie zaskoczyć

Wenecja? „Miasto dla zakochanych…”. „Miliony turystów…”. „Smród od kanałów i kosmiczne ceny…”.

Nie ukrywam, że takie zdania padające z ust znajomych nie do końca przekonywały mnie do zakupienia wycieczki w ten region Europy. Na szczęście po raz kolejny dałem się ponieść emocjom i zaufałem własnej „głupocie”. Po trzydniowym pobycie w jednym z najbardziej „egzotycznych” miejsc Starego Kontynentu stwierdzam krótko i dosadnie: jeśli macie do wydania trochę gotówki, nie powinniście się nad niczym zastanawiać. Gondolier wykrzykujący słowa: „spaghetti”, „pizza” czy „carbonara” zostanie w pamięci na długie, długie lata.

Kanał

Restauracja

À propos jedzenia. Myślałem, że jeszcze przez długi czas nie dam się namówić na skosztowanie owoców morza i teraz plułbym sobie w brodę. Smak dobrze przyprawionej ośmiornicy czy krewetki zaczął konkurować z moim ulubionym… kurczakiem. W regionalnych sklepach każdy znajdzie coś dla siebie, choć ja na pewno nie zostanę fanem spożywania „gumowych” kalmarów – w przeciwieństwie do Dominiki!

Dominika i meduza

Owoce morza

Oczywiście, da się tam zmęczyć
Turyści często pytają się przewodników, jaki jest najlepszy sposób na zwiedzenie tego miasta. Po krótkim, ale intensywnym pobycie stwierdzam, że najmądrzej jest się tam po prostu zgubić. Każdy przebyty most i każdy wyłaniający się krajobraz zza kolejnych uliczek przyprawia o zawrót głowy. (Aaa… właśnie. Przed wyjazdem nie zapomnijcie usunąć zbędnych aplikacji z telefonów. Dodatkowa pamięć na setki zdjęć na pewno wskazana).

Venezia

Widok z mostu

Po pierwszym dniu spacerów, licznik kroków w iPhone pokazał mi dystans 16,4 km. Byłem trochę zdziwiony, bo moje nogi odczuwały bardziej 35 km wędrówki po polskich Tatrach. Nie zmienia to jednak faktu, że ilość zobaczonych miejsc i poznawanie zupełnie innej kultury zrekompensowały mi tę chwilową niedogodność.

Wpływanie do Wenecji

Widok z lądu

W nieco opuszczonej części Wenecji, naszą uwagę przykuli przede wszystkim uczniowie, którzy nie zważając na miliony turystów, hałas i ruch, bez większego zastanowienia zmierzali do szkół z wyładowanymi po brzegi plecakami. To niejedyny widok z życia codziennego, który mnie zaskoczył. Nie potrafiłem sobie wyobrazić m.in. pracy weneckich szpitali, ale ku mojemu zdziwieniu, czekając na jeden ze statków byliśmy świadkami transportowania starszej, schorowanej kobiety właśnie do jednej z placówek w „mieście na wodzie”. Wtedy dotarło do mnie, że dla mieszkańców tego regionu świata nie istnieje słowo: niemożliwe.

22635098_1433990263320737_1199463021_n

Nie bój się wydatków
W wielu przypadkach zwiedzający z naszego kraju tak bardzo przejmują się kosztami związanymi z wyjazdem, że potrafią przegapić 70% pięknych widoków. Tak naprawdę, nie ma się czym przejmować. Pizza, kawa i wino są tam dostępne co 20 metrów, a ich ceny nie zwalają z nóg. Za skromnych dziesięć euro możecie wyjść z knajpy z uśmiechem od ucha do ucha. Poza tym za drobną opłatą skorzystacie z usług gondolierów, wjedziecie na piękną wieżę widokową na Placu Świętego Marka i przespacerujecie się po Pałacu Dożów, który jest połączony z ogromnym muzeum.

Wieża widokowa

My

Plac Świętego Marka